wtorek, 15 kwietnia 2014

,,strach przed prawdziwym sobą"- poemat

,,strach przed prawdziwym sobą"

I
nie patrze w lustro

unikam każde z nich

nie chciałbym

zobaczyć odbicia 


nie jest to ludzki obraz

pełen bladego różu 

krzywego rzymskiego nosa

czy głębokich oczu...


widzę siebie inaczej 

szare futro, szare ciało

to ja, to mój pysk

tak wyglądam w lustrze 


ogarnia mnie strach

Jak to? To ja? - pytam.

pozbawiony odpowiedzi

pytam dalej


spoglądam raz jeszcze

ponownie to samo 

czy ja jestem dzikim wilkiem

a nie człowiekiem?


zakrywam lustro

drżącą włochatą dłonią

pazurów dawno nie ściąłem

włosów mi przybyło 


zamykam oczy...

Nie! Nie! Nie będę patrzył!

nie che widzieć oblicza demona

który nie powinien 

być częścią mnie!

aż do chwili katharsis

w przedsionku dnia

To nie mogę być JA! 

II
odwracam spokojnie wzrok

bez odrywania dłoni

jak to jest możliwe

czy to sen? czy to życie?


kusi mnie by spojrzeć

choć jeden raz na chwile 

a strach ogarnia mnie

i otacza całunem pożądania


zegar bije kolejne godziny

a przemierza dalej i głębiej

a mnie wyrosły korzenie

ściągające mnie ku szkle 


zimny jego dotyk 

taki bliski i zarazem martwy

pomału znika i odchodzi

nie odwracam wzroku


dłoń opada i odsłania szkło

Nie! Nie spojrzę w jego głębie!

ani teraz ani nigdy więcej 

nie odwracam wzroku


Otwieram oczy...

odwracam wzrok

i patrzę w zwierciadło prawdy

może wykuł je Twardowski

ponoć też posiadł wilczą dusze 

jak wielcy magowie i poeci

z czasów zapomnienia

III

z przerażenia przecieram oczy

moje zdumienie gdzieś znikło 


zobaczyłem te odbicie


którego widzieć nie powinienem


szary pysk, kudłata głowa

spiczaste uszka, szare oczy


To nie ja! To nie ja! 


To nie ja! To nie ja! 




uderzam z całej siły



taki dziki (wilczy) krok



rozbijam lustro w mgnieniu oka



na miliony drobnych kropel



znów ślepa uliczka 



każda z drobinek



zawiera cząstkę mnie


jak ja się uwolnię 

z tego gabinetu luster?

gabinetu moich strachów?

Zamknij oczy! Zamknij oczy! 


Nie patrz! Nie patrz! Nie patrz!

zamknij powieki, idioto!

Zamknij je, kretynie!

Zamknij... aby przetrwać?


i znów zamykam oczy

i zasłaniam je dłońmi

ciemność to me sanktuarium

ciemność to piękne miejsce 

pełne ciszy i cieni

jaka ulga...
 
IV
wiszący zegar nadal tyka 

tik-tak, tik-tak, tik-tak

tik-tak, tik-tak, tik-tak 

tortury czasu 


ten odgłos zła kusi mnie

tik-tak, tik-tak, tik-tak

by unieść wzrok

i spojrzeć w prawdzie oczy


czuje przemianę ciała

dreszcze skóry i włosów

ronię łzy skruchy

za własną głupotę


i słyszę żarłoczne skomlenie

To ja? To skomlenie jest moje? 

Oszukuje sam siebie!

Oszukuje własne odbicie! 


 nadal je słyszę 

te warknięcie 

dźwięczne i miłe

w świetle księżyca 


klękam pod ścianą

Modlić się czy nie?

Modlić się, ale do kogo?

O co się modlić? 


i leże nagi pod ścianą

w mej prawdziwej postaci

którego widziałem odbicie

a raczej moje prawdziwe Ja

co utraciłem dawano temu

kiedy o tym nie myślałem


żyje w ten sposób już wiele lat...

nie mam dokąd pójść

miasto jest dla mnie obce

puszcza jest dla mnie za dzika

zostanę tutaj...

na szczycie życia

zwinięty w kłębek

słuchając bicia

własnego serca


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz