,,strach przed prawdziwym sobą"
I
nie patrze w lustro
unikam każde z nich
nie chciałbym
zobaczyć odbicia
nie jest to ludzki obraz
pełen bladego różu
krzywego rzymskiego nosa
czy głębokich oczu...
widzę siebie inaczej
szare futro, szare ciało
to ja, to mój pysk
tak wyglądam w lustrze
ogarnia mnie strach
Jak to? To ja? - pytam.
pozbawiony odpowiedzi
pytam dalej
spoglądam raz jeszcze
ponownie to samo
czy ja jestem dzikim wilkiem
a nie człowiekiem?
zakrywam lustro
drżącą włochatą dłonią
pazurów dawno nie ściąłem
włosów mi przybyło
zamykam oczy...
Nie! Nie! Nie będę patrzył!
nie che widzieć oblicza demona
który nie powinien
być częścią mnie!
aż do chwili katharsis
w przedsionku dnia
To nie mogę być JA!
II
odwracam spokojnie wzrok
bez odrywania dłoni
jak to jest możliwe
czy to sen? czy to życie?
kusi mnie by spojrzeć
choć jeden raz na chwile
a strach ogarnia mnie
i otacza całunem pożądania
zegar bije kolejne godziny
a przemierza dalej i głębiej
a mnie wyrosły korzenie
ściągające mnie ku szkle
zimny jego dotyk
taki bliski i zarazem martwy
pomału znika i odchodzi
nie odwracam wzroku
dłoń opada i odsłania szkło
Nie! Nie spojrzę w jego głębie!
ani teraz ani nigdy więcej
nie odwracam wzroku
Otwieram oczy...
odwracam wzrok
i patrzę w zwierciadło prawdy
może wykuł je Twardowski
ponoć też posiadł wilczą dusze
jak wielcy magowie i poeci
z czasów zapomnienia
III
z przerażenia przecieram oczy
moje zdumienie gdzieś znikło
zobaczyłem te odbicie
którego widzieć nie powinienem
szary pysk, kudłata głowa
spiczaste uszka, szare oczy
To nie ja! To nie ja!
To nie ja! To nie ja!
uderzam z całej siły
taki dziki (wilczy) krok
rozbijam lustro w mgnieniu oka
na miliony drobnych kropel
znów ślepa uliczka
każda z drobinek
zawiera cząstkę mnie
jak ja się uwolnię
z tego gabinetu luster?
gabinetu moich strachów?
Zamknij oczy! Zamknij oczy!
Nie patrz! Nie patrz! Nie patrz!
zamknij powieki, idioto!
Zamknij je, kretynie!
Zamknij... aby przetrwać?
i znów zamykam oczy
i zasłaniam je dłońmi
ciemność to me sanktuarium
ciemność to piękne miejsce
pełne ciszy i cieni
jaka ulga...
IV
wiszący zegar nadal tyka
tik-tak, tik-tak, tik-tak
tik-tak, tik-tak, tik-tak
tortury czasu
ten odgłos zła kusi mnie
tik-tak, tik-tak, tik-tak
by unieść wzrok
i spojrzeć w prawdzie oczy
czuje przemianę ciała
dreszcze skóry i włosów
ronię łzy skruchy
za własną głupotę
i słyszę żarłoczne skomlenie
To ja? To skomlenie jest moje?
Oszukuje sam siebie!
Oszukuje własne odbicie!
nadal je słyszę
te warknięcie
dźwięczne i miłe
w świetle księżyca
klękam pod ścianą
Modlić się czy nie?
Modlić się, ale do kogo?
O co się modlić?
i leże nagi pod ścianą
w mej prawdziwej postaci
którego widziałem odbicie
a raczej moje prawdziwe Ja
co utraciłem dawano temu
kiedy o tym nie myślałem
żyje w ten sposób już wiele lat...
nie mam dokąd pójść
miasto jest dla mnie obce
puszcza jest dla mnie za dzika
zostanę tutaj...
na szczycie życia
zwinięty w kłębek
słuchając bicia
własnego serca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz